|
dr Jan Zbigniew CZAJGUCKI
Wyższa Szkoła Morska, Gdynia
Czy moment przejścia bliskiej osoby do wieczności jest punktem zwrotnym w naszym życiu? Pytanie to nieraz sobie zadawałem. Myślę, że takie zdarzenia mogą mieć miejsce. Doświadczyłem tego w moim życiu. Co było u mnie punktem zwrotnym z chwilą odejścia Profesora S. Ziemby? Należy zacząć od tego, iż Profesor był moim Nauczycielem, w szerokim tego słowa znaczeniu. Zatem, był także Wychowawcą. Z biegiem lat nastąpiła metamorfoza ucznia we współpracownika. Największym wyróżnieniem dla mnie był, i nadal pozostaje, fakt, że Profesor stał mi się Przyjacielem. Myślę, że takim też byłem dla Niego. A teraz, na czym polegał punkt zwrotny w moim życiu? Określa go moment pełnego zrozumienia tego, że umiłowanie Prawdy jest jedną z najważniejszych wartości, która świadczy o człowieczeństwie. Dla prawdy - miałem zawsze szacunek. Profesor ten szacunek pogłębił i zabarwił go dużym ładunkiem emocjonalnym. Wraz z umiłowaniem Prawdy przez Profesora wyrażała się Jego troska o wszelkie działania i ludzi tym samym, aby można było prawdę poznawać. Szły za tym duże wymagania względem siebie i swoich uczniów, a także duża względem nich życzliwość. Wykazanie logicznej wewnętrznej spójności konstrukcji myślowej o rozważanym fragmencie rzeczywistości należało do podstawowych wymagań Profesora. W tym miejscu należy wyróżnić i tę cechę - bezgranicznego i bezinteresownego zaangażowania się we wszelką pomoc w osiąganiu nakreślonych celów poznawczych. Półgodzinna rozmowa telefoniczna w 1985 roku, z inicjatywy Profesora, zapoczątkowała nasze bliższe kontakty naukowe. Akcentuję, że z inicjatywy Profesora, aby podkreślić Jego troskę o rozwój naukowy ludzi, z którymi się zetknął. W ślad za tą rozmową poszły, już dzisiaj w niezliczonej liczbie, wciąż doskonalone, konspekty przyszłej rozprawy naukowej. Był na początku „groch z kapustą”, ale i inne sformułowania.
W 1988 roku Profesor Ziemba przyjechał z Małżonką do Gdańska na konferencję poświęconą pamięci Profesora Józefa Więckowskiego - swego Wychowanka. Zachorował, zamiast na konferencji przybywał w Akademii Medycznej. Pośredniczyłem między Profesorem a wydarzeniami na konferencji. W tych szczególnych okolicznościach poznałem bliżej osobowość Profesora. Od strony naukowej - to umiejętność powiązania ówczesnych punktów widzenia mechaniki, głębokich, ale cząstkowych, z punktu widzenia tej dziedziny wiedzy. Objawiło to się wykazaniem związków obciążeń szczególnego obiektu - statku morskiego, a ściślej jego kadłuba, z jego trwałością i dalej niezawodnością. Później okazało się, że to systemowe traktowanie rzeczywistości było ugruntowanym jej rozumieniem, o czym jeszcze wspomnę. Nietrudno było zauważyć także wielkie zaangażowanie się, poza rozumowym, emocjonalne w rozwój nauki, a w szczególności o eksploatacji. Profesor nawet w trudnych warunkach szpitalnych formułował swoje myśli w postaci relacji między pojęciami, działaniami i innymi elementami procesu poznania, wiążąc to wszystko z osobami i troską o realizację przez nie zamierzonych przedsięwzięć.
Pewnego razu dzięki wcześniejszym zabiegom Pani Anny Ziembowej udało się nam wejść do szpitala, było to w Warszawie, w czasie nie przeznaczonym na wizyty. Ku naszemu zdumieniu zastaliśmy Profesora pochłoniętego pracą, podłączonego do monitora w sali intensywnej terapii. To Mu najzupełniej nie przeszkadzało w pracy.
Takie właśnie, jak określiłem, zaangażowanie było znamienną cechą Profesora. Im było bardziej krytycznie, tym myśli Profesora były silniej wyraźne, przy dużej ekspresji, a ich uporządkowanie graniczyło z perfekcją. Właśnie to uporządkowanie myśli było szczególną cechą Profesora. Bardzo dużą wagę przy tym przywiązywał do terminologii. Zajmowała ona zawsze sporo miejsca w tak zwanej przez Niego „melioracji” opracowań naukowych. Starał się również zrozumieć innych. Towarzyszyło temu duże poczucie humoru. Przytoczę jedno ze zdarzeń. Strudzony Profesor kiedyś napisał „Dziadek Ziemba swoje, a J.Z. Czajgucki swoje - kiedy to się skończy?” Wykazał przy tym duże zrozumienie dla poglądów ucznia, a i uczeń zreflektował się.
Profesor często jakby zapominał o swojej chorobie i wbrew zaleceniom lekarzy prowadził ożywione dyskusje na tematy naukowe. Miał wielkie szczęście mieć u swego boku osobę w pełni Mu oddaną - Małżonkę, Szanowną Panią Annę Ziembową, która potrafiła zawsze w porę powstrzymać zapał Profesora, a w razie potrzeby przyjść z pomocą.
Tolerancyjność, wyrozumiałość, ale także, jakby to powiedzieć, „naprawialność” niewłaściwych zjawisk, a przy tym wielka dobroć, to również osobowość Profesora. Warty podkreślenia jest fakt, znamienny w dyskusji naukowej, którą szczególnie sobie upodobał, że jej przedmiotem był zawsze problem, treść wyrażana przez człowieka, a nie człowiek. Jest to zasada o tyle ważna, że bez jej przyjęcia trudno o swobodną dyskusję merytoryczną. Bardzo trafne były wypowiedzi Profesora na konferencjach i podobnych spotkaniach.
Profesor wyprzedził epokę, czas który był dla Niego przeznaczony. Widział obecne problemy inżynierskie, ale także dostrzegał, przy dużej wyobraźni problemy z jakimi spotkać się mamy w przyszłości. Było to ważne dla środowiska naukowego z Nim związanego, które stanowiły bardzo liczne kręgi osób z różnych ośrodków naukowych. Co było w tym najistotniejszego i zarazem cechowało Profesora? Miał dar generowania dysertacyjnych tematów - problemów i umiejętności formułowania ogólnych zasad ich opracowania - rozwiązywania. Świadczy to o bardzo dużej wiedzy jaką posiadał, był wielkim erudytą. Kierując się podstawowymi prawidłowościami, jakie powinny być przestrzegane w procesie poznania, potrafił wskazać drogę w tym procesie. Rozwiązywanie problemów było rozumiane jako jedność podmiotowo-przedmiotowa. Współczesna nauka powinna mieć charakter interdyscyplinarny - to była podstawowa teza Profesora. Wynika stąd potrzeba jedności ludzi uprawiających różne dyscypliny naukowe. W synergetycznej działalności naukowej dostrzegał Profesor dużą jej efektywność. Potrzeba także jedności przedmiotowej, była wyrażana w każdej sytuacji problemowej. Jednym z przykładów jest jedność procesów: wartościowania (potrzeb społecznych), badań, projektowania i eksploatacji, w odniesieniu nie tylko do obiektów technicznych, ale w odniesieniu do zawsze dobrze rozumianej całości, w której poza obiektami uwzględniony był człowiek bezpośrednio z nim związany, ludzie z otoczenia i uwzględnione było także środowisko naturalne. Stąd też w naszych, Profesora i uczniów, pracach pojawiły się problemy i sposoby ich rozwiązywania odnośnie systemów antropotechnicznych i socjoekotechnicznych. „Całość to więcej, niż suma części” - często przypominałeś Profesorze maksymę Arystotelesa. Ten systemowy punkt widzenia rzeczywistości był dla Profesora czymś więcej, jak jej rozumieniem. Był w to zaangażowany emocjonalnie i głęboko o tym przekonany, że tak należy traktować rzeczywistość. Przytoczę sentencję F. Capry, zawartą w jego książce „Punkt zwrotny” - do której Profesor ostatnio często nawiązywał. Oto ona: „potrzebujemy nowego paradygmatu, nowej wizji rzeczywistości; muszą ulec zmianie nasze dotychczasowe myślenie, percepcja i wartości.” Istotnie potrzebujemy nowego wzorca - dla wielu naszych działań, potrzebuje tego nasz kraj i świat, aby żyć godnie, aby „być" było przed „mieć”. Rozmawialiśmy na ten temat i na wiele innych rozpoczętych, a nie zakończonych tematów. Będę starał się kontynuować działania na rzecz Twojej Profesorze wizji rzeczywistości i myślę, że takich będzie wielu.
Nie byłby to pełny obraz Profesora, gdyby nie wspomnieć o Jego trosce o młode pokolenie, od najmłodszych ze swego otoczenia po młodych naukowców. W dobrym wykształceniu młodzieży widziany był rozwój nauki polskiej, a wraz z jej rozwojem rozwój Ojczyzny. Nauka powinna stać się fundamentem dla praktycznej działalności, taki właśnie był punkt widzenia Profesora.
W tym, co napisałem starałem się odtworzyć obraz Profesora Stefana Ziemby - jako człowieka nauki. Był także wielką indywidualnością w codziennym życiu, a przy tym był człowiekiem skromnym. Pracowaliśmy wspólnie nad rozwiązywaniem niejednego problemu w działalności naukowo-badawczej. Profesor nie stawiał nigdy żadnych warunków finansowych. Honoraria traktował bardziej jako przyjacielski gest, aniżeli wynagrodzenie za pracę. Książki były tymi przedmiotami, których potrzebował najbardziej. Przeznaczał na nie znaczną część swych honorariów, ponieważ książki były już drogie, a honoraria były wyjątkowo niskie. Kiedyś, po podpisaniu umowy tak powiedział: „będę miał na książki, gdyż zasadnicze wynagrodzenie oddaję żonie na potrzeby rodziny. Pomyślałem sobie, profesor zwyczajny, członek rzeczywisty PAN, co prawda emeryt - czyżby Polska zapomniała o tych, którzy ją budują? Cieszył się też drobiazgami, chociażby długopisem odbiegającym formą od standardu. Kiedyś poprosił mnie o papier, w drobną, podłużną kratkę. Udało mi się, a właściwie to memu synowi, któremu później szczególnie dziękował, odnaleźć dwa takie bloki w domu. Takich już nie było na rynku. Gdy je otrzymał cieszył się jak dziecko. Wypowiedział wtedy prorocze słowa, niby żartem, chociaż zabrzmiały smutno, „to mi wystarczy do końca życia”, i tak też się stało.
Profesor pragnął doczekać finału mego przewodu habilitacyjnego. Był recenzentem „wydawniczym” mej pracy, która miała stać się rozprawą. Tak się stało. W momencie kolokwium Profesora zabrakło. Odszedł cztery miesiące wcześniej. Po podjęciu stosownej uchwały przez Radę Wydziału, gdy udzielono mi głosu przeczytałem przesłanie Profesora, które wcześniej otrzymałem, wyrażając w ten sposób Jemu Wdzięczność, że z myślą, wypełniam Jego wolę. Oto ono:
„Do moich Uczniów - Przyjaciół
pełny szacunek dla Prawdy, szczerość i życzliwość we współpracy, uczciwości i żarliwość w robocie niech będą w Waszym działaniu prawem i przykazaniem”.
Żyjesz Profesorze w naszej pamięci i masz swoje miejsce w naszych sercach.
|