Dr hab. Zofia HANDZEL-POWIERŻA

Instytut Podstawowych Problemów Techniki PAN

Był rok 1965. Po ukończonych studiach na Wydziale Lotniczym Politechniki Warszawskiej studiowałam właśnie Fizykę na Uniwersytecie Łódzkim. W „Życiu Warszawy" znalazłam informację o możliwości uzyskania stypendium doktoranckiego w PAN (wtedy jeszcze nie było studiów doktoranckich). Jak tu nie spróbować?
Gmach i wnętrze Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN, gdzie należało się zgłosić w sprawie stypendium, robiło wrażenie bardziej urzędu niż placówki naukowej. Sekretarz Rady Naukowej podał mi krótką informację - stypendium doktoranckie wynosi 2200 zł, doktorantów poszukuje prof. L. Filipczyński i prof. S. Ziemba. Profesora L. Filipczyńskiego nie zastałam. Zbliżając się do pokoju Prof. S. Ziemby usłyszałam tubalny, niski głos. Już chciałam zrezygnować ze swoich zamiarów, gdy drzwi się otworzyły. Na odwrót było już za późno. Pada pytanie: „Pani w jakiej sprawie? Proszę do pokoju!”. Potem kilka bardzo konkretnych pytań: wiek, stan cywilny, jakie studia, na jaki temat i u kogo robiona praca magisterska. W końcu polecenie: „Za tydzień egzamin z wytrzymałości materiału”.
Przestraszona zgłaszam się na egzamin. Znów tubalny głos Profesora: „Na egzamin - proszę siadać, zwołam komisję”. Dzwoni do jednego Profesora - nieobecny, do drugiego - nieobecny - do trzeciego jest, ale nie ma czasu. Nieważne, rozpoczyna się egzamin „komisyjny” przed Panem Profesorem. Pytanie: „Co Pani teraz robi?” Gdy powiedziałam, że studiuję fizykę, Profesor zupełnie zmienił ton głosu: „Ja też jestem ex-fizykiem, to świetnie, znajdziemy wspólny język”. Zaczęła się rozmowa o teorii nieoznaczoności, zagadnieniach oceny błędów w eksperymencie, filozofii nauki.
Nigdy tego egzaminu nie zapomnę. Natychmiast poczułam olbrzymią sympatię do Profesora i czułam, że jest ona odwzajemniona. Zawsze Go rozumiałam. Mówił prostymi zdaniami układającymi się w logiczną całość. Logika jego rozumowania w każdej kwestii była uderzająca i tym samym tak bardzo trafiała do wyobraźni. Do tego jeszcze ta Jego fascynacja każdym zagadnieniem badawczym, którym się zajmował.
To się udzieliło i tego mi bardzo brakuje.
Dla Profesora ważny był nie tylko rozwój naukowy, ale i osobiste życie każdego współpracownika. Angażował się w nie, doradzał, pomagał. Zapamiętam Jego pytania o zdrowie, męża, syna, dom, psy.
Zapamiętam, jak zachęcał do wytrwałości sekretarkę, która robiła zaocznie maturę, przynosił jej własne książki, zeszyty. Otrzymała prezent, gdy ją zrobiła. Zapamiętam Profesora jako człowieka o olbrzymiej życzliwości dla świata, bardzo dobrego, pozornie tylko groźnego, o olbrzymim zaufaniu do wszystkich.
Wspominał i krytycznie oceniał niekiedy z żalem tych, którzy go zawiedli, czy nadużyli jego zaufania. Nie szukał jednak rewanżu.
Takim Go zapamiętałam.